Codzienność kłótni, wieczne fochy, zmiany nastroju, problemy, których nie ma, ciągłe rozzłoszczenie, płacz, marudzenie...
pełno wartych i nie wartych
dużo beznadziejności i nadziei
masa problemów i sposobów
multum myśli i bezmyślności
chęć ogarnięcia się i totalne nie ogarniecie
- tak wyglądały nasze ostatnie miesiące...
Chciało się rzygać tymi relacjami...
Choć nie można tez generalizować, bo było dużo pięknych chwil... których na pewno nie zapomnimy...
było w sumie na swój sposób pięknie..
Ale coś się kończy coś się zaczyna...
Zawsze...
miedzy początkiem a końcem jest cienka granica... poznaliśmy początek i wąchaliśmy koniec... POTRAFIMY DOPIĄĆ SWEGO... od początku do końca... zawsze...
Oby przewaga była tych dobrych chwil, bo gdy za dużo jest negatywów, to długo się tak nie pociągnie. Wyniszczą człowieka od środka takie relacje.
OdpowiedzUsuńAle... jesteście razem nadal, right? Pozdrawiam, Zwyczajna ;)
OdpowiedzUsuńu mnie jest podobnie...ciagla sinusoida,ale tez mnostwo dobrych chwil:)
OdpowiedzUsuńNie zawsze jest dobrze jakby się chciało, niestety. Najważniejsze jest, żeby odkryć co jest przyczyną konfliktów i złych chwil i rozkoszować się każdą dobrą chwilą.
OdpowiedzUsuńDama Kier
Może to standard.. może takie jest właśnie życie w związku... ja już się gubię..
OdpowiedzUsuńchciałabym by związek zawsze dodawał skrzyceł..
szkoda, że często je podcina...
tak wyczytałam, że był początek, był i koniec i początek (?) na nowo.. jeśli na nowo, to znaczy, że jesteście mądrzejsi o koniec?
OdpowiedzUsuńcoś się kończy, coś zaczyna, norma.. najważniejsze żeby znaleźć wspólny dotyk dłoni gdzieś pomiędzy..
pozdrawiam
dołączam się do rozważań o podcinaniu skrzydeł w związku...
OdpowiedzUsuńchociaż... czytając Wasz Blog robi się lekko na sercu, bo jesteście tacy szczęśliwi... :)
Zazdroszczę szczęścia i życzę powodzenia:)
OdpowiedzUsuń